Wysoka w Pieninach

Kilka godzin przyjemnego spaceru na szczyt Wysokiej w Pieninach. Potem szybkie zejście i powrót do domu. Co w tym planie może się nie powieść? Jak się okazało dużo! Wystarczy zboczyć z trasy i zapytać niewłaściwą osobę o drogę. Ale o tym później. Zobacz jak wejść na szczyt Wysokiej i jak z niego nie schodzić.

Wysoka w Pieninach

Wysoka w Pieninach, nazywana jest również Wysokimi Skałkami. Wznosi się na 1050 m n.p.m. Większość z nas kojarzy Pieniny z Sokolicą czy Trzema Koronami. To jednak właśnie Wysoka jest najwyższym szczytem tego pasma górskiego. Wchodząc na Wysoką, zdobywamy zatem również kolejny szczyt Korony Gór Polski.

Jak zaplanować wejście na Wysoką w Pieninach? Mamy dwie możliwości. Możemy skorzystać ze szlaku niebieskiego, który prowadzi grzbietem Małych Pienin ze Szczawnicy przez Wysoką, aż do Wielkiego Rogacza w Beskidzie Sądeckim. Inna droga to natomiast szlak zielony, zdecydowanie krótszy, który rozpoczyna się w Jaworkach i prowadzi nas przez urokliwy Wąwóz Homole. Ze względu na zimową aurę i brak pewności co do warunków na dłuższym szlaku, skorzystałem z opcji numer dwa. Przygodę rozpocząłem zatem na parkingu w Jaworkach.

Jaworki – Wąwóz Homole

Według mapy wejście na Wysoką z Jaworek zajmuje około 2 godziny. Nawet biorąc spory zapas, doszedłem do wniosku, że tak krótka trasa pozwala mi na pospanie chwilę dłużej i rozpoczęcie wędrówki nieco później niż dotychczas. Był to błąd, ale o tym później.

Z Krakowa wyruszyliśmy przed 8 rano, a w Jaworkach zameldowaliśmy się około 10. Po zostawieniu auta na parkingu przy Wąwozie Homole (zimą płatny 10 zł za cały dzień), ruszyliśmy wzdłuż głównej drogi w kierunku centrum Jaworek. Już po chwili zobaczyliśmy pierwszy punkt kontrolny na naszej dzisiejszej wyprawie, czyli wejście do Wąwozu Homole.

Wysoka w Pieninach. Wejście do Wąwozu Homole
Wejście do Wąwozu Homole

Wąwóz Homole to naprawdę piękne miejsce. Osobiście uważam, że najwięcej uroku ma latem, ale zimą również można poczuć tutaj magię. Niestety – i nie jest to moje odosobnione zdanie – w ostatnim czasie stracił trochę ze swojego piękna. Dlaczego? Ze względu na znaczną ilość metalowych barierek i mostków, które mają ułatwić turystom poruszanie się po tym miejscu. Faktycznie środkiem wąwozu płynie strumień, a szlak często przechodzi z jego jednej na drugą stronę. Mostki są więc przydatne. Można jednak było użyć do ich budowy np. drewna. Metal nie najlepiej komponuje się z charakterem tego miejsca.

Wysoka w Pieninach. W Wąwozie Homole
W Wąwozie Homole

Jeśli chcecie przeczytać trochę więcej o Wąwozie Homole, zerknijcie do artykułu Wąwóz Homole. Zimowe przejście jednego z najpiękniejszych wąwozów w Polsce. My tymczasem teleportujemy się do Dubantowskiej Dolinki, która mieści się zaraz za Wąwozem Homole.

Wysoka w Pieninach. Dubantowska Dolinka
Dubantowska Dolinka

Znajdują się tutaj ławeczki, na których można chwilę odpocząć. Nie zdążyliśmy się jednak jeszcze zmęczyć, więc mijając dolinkę idziemy coraz wyżej.

Wysoka w Pieninach. Wychodzimy w Wąwozu Homole
Wychodzimy w Wąwozu Homole

Wąwóz Homole – Wysoka

Po chwili dotarliśmy do rozdroża. Dalszy kierunek wędrówki wskazuje drogowskaz. Można tutaj skręcić w lewo, i dojść do centrum Jaworek, pójść prosto na punkt widokowy lub skręcić w prawo w stronę Wysokiej. Gdyby była lepsza widoczność, zapewne najpierw skierowalibyśmy swoje kroki prosto aby nacieszyć oczy widokami. Ponieważ jednak mgła je praktycznie wykluczała, od razu skręciliśmy w stronę Wysokiej.

Wysoka w Pieninach. Rozdroże - w lewo Jaworki, prosto punkt widokowy, w prawo Wysoka
Rozdroże – w lewo Jaworki, prosto punkt widokowy, w prawo Wysoka

Już po chwili dotarliśmy do Polany pod Wysoką. W lipcu i sierpniu działa tutaj baza namiotowa prowadzona przez Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich. Zmęczeni wędrowcy mogą skorzystać zarówno z noclegu w namiocie bazowym, jak i rozbić własny.

Wysoka w Pieninach. Polana pod Wysoką
Polana pod Wysoką

Nie zwlekając skierowaliśmy kroki dalej w górę polany i po kilkunastu minutach dotarliśmy do granicy Rezerwatu Przyrody Wysokie Skałki.

Wysoka w Pieninach. Rezerwat Przyrody Wysokie Skałki
Rezerwat przyrody Wysokie Skałki

Do szczytu Wysokiej został już tylko kawałek. Podejście jest jednak dość strome, a zimą może być bardzo oblodzone. Warto więc mieć przy sobie raki lub raczki, które mogą nam się przydać również na końcowym fragmencie wejścia na szczyt.

Wysoka w Pieninach. Do szczytu coraz bliżej
Do szczytu coraz bliżej

Po chwili dotarliśmy do kolejnego rozdroża, gdzie szlak zielony łączy się z niebieskim. Aby wejść na wierzchołek Wysokiej, poszliśmy w tym miejscu prosto. Szlak oznaczony na niebiesko idzie najpierw stromo w górę…

Wysoka w Pieninach. Rozdroże widziane z góry
Rozdroże widziane z góry

… by po chwili, na rozwidleniu skręcić w prawo. My natomiast musimy tutaj iść w lewo.

Wysoka w Pieninach. Na szczyt w lewo
Na szczyt w lewo

Jeszcze tylko dwa bardziej strome podejścia i po około 2-3 godzinach wędrówki meldujemy się na naszym kolejnym szczycie Korony Gór Polski.

Wysoka w Pieninach. Wysoka 1050 m
Jesteśmy! 🙂 Wysoka 1050 m

Jak nie wracać

Było miło, było przyjemnie i były zdjęcia. Aby nie wracać tą samą trasą i urozmaicić sobie trochę drogę, doszedłem do wniosku, że warto zejść przez Rezerwat Biała Woda. Nie byłem jeszcze w tym miejscu i zachęcony opiniami innych, pomimo dość późnej pory, chciałem je koniecznie zobaczyć. Zeszliśmy więc do wspomnianego wcześniej rozdroża, na którym łączyły się szlaki zielony z niebieskim. Zamiast najkrótszej drogi do Jaworek, skierowaliśmy swoje kroki w prawo, aby szlakiem granicznym dotrzeć do żółtego szlaku prowadzącego przez Białą Wodę.

Wysoka w Pieninach. Niebieski szlak graniczny
Niebieski szlak graniczny

Wraz z nami szło również kilka innych osób, a ślad był bardzo wyraźny. Spokojni o dalsze losy wędrówki, podążaliśmy zatem przed siebie. Założenie było dość proste. Iść granicą, aż do skrzyżowania z żółtym szlakiem. Po jednak pewnym czasie straciliśmy z oczu niebieskie znaki, chociaż dalej szliśmy tym samym śladem. Po szybkim zerknięciu na GPS, okazało się, że na jednym z zakrętów, poszliśmy prosto i przez to zboczyliśmy ze szlaku wchodząc na teren Słowacji. Już mieliśmy zawracać, ale zaraz za nami zobaczyliśmy innych turystów, którzy prawdopodobnie byli przewodnikami beskidzkimi (tak przynajmniej wynikało z oznak na ich ubraniu). Doradzili nam, abyśmy się kierowali dalej prosto, bo GPS się myli, a my nadal jesteśmy na szlaku granicznym. No cóż… posłuchaliśmy rady. Już jednak po kilkudziesięciu minutach naszym oczom ukazał się niewielki stok narciarski. Po zerknięciu ponownie na mapę, okazało się, że GPS się nie mylił…

Słowacja

Zboczyliśmy ze szlaku i dotarliśmy do niewielkiego ośrodka narciarskiego koło Litmanowej na Słowacji. Najprostszym wyjściem był powrót po śladach, ale niestety w tym momencie nie byliśmy jeszcze tak rozsądni. Według mapy po zejściu na dół stacji, powinniśmy trafić na żółty szlak, który przeprowadzi nas ponownie na stronę polską, a następnie przez Rezerwat Białej Wody do Jaworek. Zeszliśmy więc bokiem stoku i nawet trafiliśmy na kolejny ślad, którego lokalizacja mniej więcej zgadzała się z mapą. Jednak po kilkudziesięciu minutach błądzenia i kręcenia się po lesie, ogłosiliśmy kapitulację. Sytuacja na prawdę nie była ciekawa, bo za godzinę miał już zapaść zmrok, a my byliśmy daleko od domu.

Nie mieliśmy już zbyt wiele wody, ani jedzenia. Wróciliśmy zatem do ośrodka narciarskiego który mijaliśmy wcześniej z nadzieją, że uda nam się coś kupić. Na miejscu nie można było płacić kartą, a my nie mieliśmy euro. Sytuacja prawie beznadziejna? Na szczęście Słowacy to bardzo mili ludzie. Za napoje udało mi się zapłacić złotówkami.

Ruszyliśmy w górę stoku, czyli dokładnie tą drogą, którą tutaj dotarliśmy. Podejście było tak strome, że już po chwili miałem ochotę zejść i dzwonić po taksówkę ze Szczawnicy. Na szczęście moja towarzyszka niedoli wybiła mi ten pomysł z głowy, bo nawet gdyby przyjechała do Litmanowej, to za transport zapłacilibyśmy pewnie fortunę. Szliśmy więc dalej po swoich śladach. Po chwili zapadł zmrok. Światła naszych czołówek rozjaśniały drogę, a śnieg zaczął się mienić jak małe diamenty. Było naprawdę pięknie, ale i bardzo ciężko. Śnieg padał coraz mocniej, a nasze nogi było już bardzo zmęczone.

Na szczęście większość trasy prowadziła po równym terenie. Po drodze było zaledwie kilka podejść, ale zmęczenie powodowało, że miałem wrażenie jakby się nigdy nie kończyły. W ciemności ponownie zgubiliśmy drogę…

Ulga

Tym razem dość szybko podjęliśmy decyzję aby się cofnąć i po chwili znów byliśmy na szlaku. Gdy dotarliśmy ponownie do rozdroża pod Wysoką, kamień spadł mi z serca. Do Jaworek był co prawda jeszcze kawałek, ale już łatwej drogi. Nadzieja wróciła 🙂

Zejście do Jaworek z Litmanowej zajęło nam 5 godzin. Dobrze, że nie wiedziałem tego na początku drogi powrotnej, podchodząc na stok. Przy samochodzie byliśmy więc około 22, czyli po 12 godzinach od wyjścia. W planie było 5… no cóż, takie wyjazdy też się zdarzają. Najważniejsze, że bezpiecznie zeszliśmy z gór. Przed nami jeszcze tylko 2 godziny jazdy samochodem do upragnionej kąpieli i ciepłego łóżka 😉

Nauka na błędach

Po górach chodzę od stosunkowo niedawna, więc z każdym dniem uczę się czegoś innego. Czego nauczyłem się tym razem? Aby nawet mając plany na krótką wędrówkę, rozpoczynać ją jak najwcześniej rano. Koniecznie mieć ze sobą czołówkę (na szczęście ją miałem) i trochę więcej wody, niż teoretycznie będziemy potrzebować. I najważniejsze, pilnować szlaku, a jeśli od dłuższego czasu nie widzimy oznaczeń, wrócić się do miejsca, gdzie ostatnio je mijaliśmy. Nie iść ślepo przed siebie założonym przez kogoś śladem, bo pomimo podobnego kierunku, nie każdy zmierza tam gdzie My. Do tego inni wędrowcy też mogą zabłądzić…

Komentarze

Dodaj komentarz